Dla Ani-GlupiejPizdy <3
- Kocham cię.
Obudziłam się z czymś, co fachowo nazywają bólem głowy. Ja użyłabym o wiele ambitniejszego słownictwa, ale staram się trzymać pozory osoby niewulgarnej. Cóż, takie życie.
Podniosłam się z łóżka. Nie, chwila. Wyczołgałam się - jest trafniejszym określeniem.
Dzień dobry, podłogo!
Dawno nie spotkaliśmy się twarzą w twarz, dywanie!
Z przeciągłym jękiem uniosłam się na łokciach i po chwili stanęłam na nogach. Rozejrzałam się po pokoju, przeczesując włosy. Nie znalazłam żadnego nieprzytomnego chłopaka w pobliżu, co znaczyło, że impreza przebiegła pomyślnie.
Zabrzmiało, jakbym kiedykolwiek znalazła chłopaka w swoim pokoju po imprezie.
Ha, ha.
Na szafce nocnej stała szklanka wody i dwie tabletki. Domyślałam się, iż mój brat okazał się tak niesamowicie wspaniałomyślny. Czegoś chciał albo wczoraj coś przeskrobał. Na moje nieszczęście pamięć z wczorajszego wieczoru wymazała się całkowicie. Nie pozostał nawet najmniejszy procent.
Miałam więc problem.
Który wymagał natychmiastowego telefonu do przyjaciela.
Stwierdziłam jednak, że prysznic i tabletki mają pierwszeństwo. Musiałam doprowadzić się do przyzwoitego stanu. Kiedy już mi się to udało, przebrana w czysty T-shirt i krótkie spodenki poczłapałam do kuchni. Nikogo nie było w mieszkaniu, jak w każdą normalną sobotę. Mama pracowała, a Justin - mój kochany młodszy o rok brat - miał trening. Tylko ja byłam odłamkiem naszego rodzinnego społeczeństwa, który w soboty nie opuszczał domu.
Chyba, że w ogóle do niego nie zawitałam. Bo tak też się czasami zdarza.
Czasami często.
Związałam jeszcze wilgotne włosy w wysoką kitkę i zrobiłam sobie kawy. Kawa moim życiem. Dopiero po zaliczeniu wszystkich punktów mogłam wybrać numer Yeri i dowiedzieć się, co działo się wczoraj.
Niestety, moja przyjaciółka nie okazała się pomocna.
- Poznałam chodzący ideał i jakoś tak wyszło, że wszystko wyszło, łącznie z nami. Nie przesiedziałam tam nawet godziny, więc sama rozumiesz.
- Jasne. - westchnęłam ciężko.
- A tak w ogóle to teraz siedzę z nim i jego znajomymi. Rusz swój śliczny tyłek i chodź tutaj. Masz do wyboru całą szóstkę. A wierz mi - jest z czego wybierać.
Przeciągnęłam się, ziewając. Najwidoczniej cały dzień snu nie był wystarczający.
- Nie chce mi się.
- Nie bądź taka. No weź... Nie będziesz musiała narzekać, że nikogo nie masz.
- Wcale nie narzekałam, że nikogo nie mam.
- To nie będziesz narzekać, na szczęśliwe pary, które cię sobą denerwują, bo ty nikogo nie masz.
- Yeri, zdajesz sobie sprawę, że powiedziałaś dwa razy to samo, tylko ładniej ubrane w słowa?
Zakryłam usta dłonią, ponownie ziewając.
- Nie ziewaj. - słyszałam, jak blondynka również to robi. Ziewanie jest epidemią. Działa nawet przez telefon. - Co takiego właściwie robisz?
Uniosłam brwi i spojrzałam na swój kubek z wizerunkiem pandy, która uśmiechała się do mnie szeroko z zamkniętymi oczami. Gdzieś tam widniał kolorowy japoński napis, znaczący ni mniej, ni więcej: "Kawaii".
- Piję kawę.
- Tylko?
- A mam pić więcej rzeczy na raz?
- Nie. - z pewnością pokręciła głową. - Tylko to robisz?
- Kawa życiem. - uniosłam kubek w geście zwycięstwa.
Blondynka westchnęła.
- Kupię ci taką kawę, jaką sobie tylko zażyczysz jeśli tu przyjdziesz. - próbowała mnie przekupić.
Z powodzeniem.
Mimo niechęci, słysząc tą obietnicę zebrałam się szybko. Nawet udało mi się wyglądać, jak człowiek. Nie wiedziałam czego miałam się spodziewać względem tego spotkania. Tak, jak mówiłam - wcale nie narzekałam na brak chłopaka.
Narzekałam na to, że w naszym liceum jest całkowity brak interesujących osobników płci męskiej. A to wcale się nie równoważyło.
Do knajpy, w której kazała mi przyjść Yeri, dotarłam w ciągu pięciu minut. Weszłam do środka, poszukując znajomej blond czupryny. Nie trwało to długo.
Yeri, otoczonej sześcioosobową grupką chłopaków, gdzie każdy z nich nie wtapiał się w tło, nie dało się przeoczyć.
Podeszłam do ich stolika, znów ziewając. To jakiś efekt uboczny kaca?
- Jesteś. - usłyszałam głos przyjaciółki później, niż poczułam jej ramiona oplatające się wokół mnie, jak macki.
- Przecież mówiłam, że przyjdę.
- Siadaj. - ciężko było tego nie zrobić, kiedy pociągnęła mnie na siedzenie obok siebie. - I się przedstaw.
Uśmiechnęłam się sztucznie i pomachałam im.
- Cześć wszystkim. Na spotkaniu takim, jak to jestem po raz pierwszy, ale liczę, że przyjmiecie mnie ciepło. Jestem Ann, piję od trze...
- Ann! - blondynka jęknęła, zaś reszta wybuchła śmiechem.
Uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami, gdy Yeri pokręciła głową. Chłopcy jednak chyba wzięli na serio moje słowa o ciepłym przyjęciu i po ich przedstawieniu się, starali się bym jak najlepiej czuła się w ich towarzystwie. Ja zaś starałam się nie pomylić ich imion. Miałam tendencję do ich mylenia, więc czasami sytuacje nie wyglądały zbyt przychylnie.
Min Yoongi aka Suga to blondyn, wiecznie chodzący w okularach przeciwsłonecznych z przekonaniem, iż dodają mu uroku.
No cóż, miał rację, ale nie w tym rzecz.
Kim Namjoon aka Rap Monster - ciekawe pseudo, tak ogólnie - to również blondyn, ale bardziej postawny i wyższy od reszty. Zauroczyły mnie jego dołeczki. Kocham dołeczki.
Kim Seokjin zwany po prostu Jinem, miał karmelowe włosy i niesamowicie u r o c z y śmiech. Był najstarszy z całej paczki.
Kim Taehyung, chodzący ideał, który wczoraj ukradł mi przyjaciółkę. I tak - był chodzącym ideałem. Jak to określiła Yeri? Słodki z zewnątrz, gorzki w środku.
Nie chciałam tego interpretować, ale moja wyobraźnia mnie nie lubi.
Jung Hoseok, brunet, przez którego można płakać ze śmiechu.
No i, moje osobiste wow - wiem, że kreatywne, ale no - Jeon Jeongguk. Mogę go sobie wziąć? Pretty please.
Ten osobnik posiadał w sobie wszystko, czego ja potrzebowałam. Cudowny uśmiech, cudowny głos, cudowne spojrzenie, cudowny humor.
Nie uciekło to mojej przyjaciółce. Widziałam jej znaczący uśmiech. O, nie, nie, nie.
- Miałam wybierać z całej szóstki, a mam tylko piątkę. Kogoś brakuje? - rzuciłam, na co Yeri dźgnęła mnie w bok.
- Czuję się teraz mocno niedowartościowany, niewystarczający. - odpowiedział Suga, teatralnie łapiąc się za serce. - Ranisz, kobieto.
- Jest mi niezmiernie przykro, ale twoje ego nie sięga moich standardów, oppa.
Po czym znów wszyscy wybuchli śmiechem.
- Brakuje Jimina. Odsypia wczorajszą imprezę. Tak kończą ludzie ze słabą głową, a wielkimi ambicjami. - skomentował Namjoon z kpiącym uśmiechem.
- Ann powinna przybić sobie z nim piątkę, bo z nią jest dokładnie tak samo.
- Nieładnie mnie obgadywać. Tym bardziej, że siedzę obok ciebie.
- Ależ, słońce. Ja tylko wymieniam fakty na temat twojej osoby, które zlewają się w moją opinię, tworząc intrygujące porównanie do innej osoby, po czym teraz wymienić należałoby wszelkie inne wpadki, których byłaś autorką i przyniosły ci wiele zażenowania - a mnie śmiechu, by podkreślić dramatyzm tejże sytuacji.
- Czyli mnie obgadujesz.
- Tak, w skrócie, można to tak ująć. - uśmiechnęła się rozbawiona, na co oberwała palcami w bok.
Do Korei Południowej przeprowadziłam się, kiedy miałam cztery lata. Z mojej deszczowej Anglii nie pamiętałam już najmniejszego szczegółu. Jedynie zdjęcia rekompensowały mi zapomniane atrakcje. Oraz ojca. Zginął w wypadku, a ja, mama oraz Justin przeprowadziliśmy się tutaj, do Seulu, gdzie mieszkała rodzina mamy.
Nie wiem, czy żałuję przeprowadzki. Wiem, że była konieczna. Mama jako samotna matka z dwójką małych dzieci i bez pracy, raczej nie zdołałaby powiązać końca z końcem. Ciocia i babcia tutaj okazały się więc niesamowitą opoką.
Czasami zastanawiałam się, co by było gdybyśmy się nie przeprowadzili.
Z pewnością nie poznałabym Yeri.
No i nie znalazłabym się teraz w domu należącym do jej - i chyba też moich - nowych przyjaciół. Zdecydowaliśmy, że siedzenie w knajpie zrobiło się nudne, więc przenieśliśmy się tutaj. Moja przyjaciółka najwidoczniej miała okazję pojawić się w tym domu, bo znała go jak własną kieszeń.
Chłopcy zaczęli krzątać się po kuchni i salonie, przygotowując jedzenie i myśląc nad tym, co możemy teraz robić.
Orgia odpadła na samym początku.
Wybaczcie, musiałam.
Rozsiadłam się na kanapie, która była chyba najwygodniejszą kanapą w całym moim życiu. Rozglądałam się po pomieszczeniach, obserwując wszystkich. Kiedy po raz kolejny przeciągnęłam się, mrucząc niczym kot, do salonu trafił chłopak, którego wcześniej nie dane mi było poznać.
Chłopak bez koszulki.
I chłopak z całkiem ładnymi mięśniami, od których ciężko było mi oderwać wzrok.
Faceci lubią gapić się w dekolt, a laski nie pogardzą takim właśnie widokiem. Takie życie.
Kiedy zmierzwił swoje włosy i ziewnął, przeciągając się zauważył go Jin i klepnął w plecy, śmiejąc się w czegoś, co powiedział. Po chwili wskazał na mnie, prosząc bym podeszłam. Tak też uczyniłam.
Starając się, oczywiście, nie wpatrywać w to, w co względnie wpatrywać się nie powinnam.
- Ann, to Jimin, człowiek ze słabą głową i słabym poczuciem humoru. Jimin, to Ann, dziewczyna poza twoimi granicami, bracie. - przedstawił nas sobie. Z grubsza.
- Powiedziałbym, że nie trafiłeś z określeniem granic, hyung. - Jimin uśmiechnął się leniwie. - Już dawno je przekroczyłem. A my się bardzo dobrze znamy.
Znamy? Wydawało mi się, że pierwszy raz widziałam go na oczy. Niby wyglądał znajomo, ale dla mnie każdy może wyglądać znajomo.
- Wczoraj było nam ze sobą bardzo dobrze, prawda? Szczególnie, kiedy wyznawałaś mi miłość. - nachylił się do mnie. - Oczywiście, nie miałem nic przeciwko. Świetnie całujesz, tak na marginesie.
- Wyglądasz, jakbyś chciała mi coś powiedzieć. - chłopak oderwał się od moich warg, przenosząc pocałunki na szyję.
- Wyglądasz, jakbyś chciała mi coś powiedzieć. - chłopak oderwał się od moich warg, przenosząc pocałunki na szyję.
- Mmm. Tak wyglądam? - odchyliłam głowę na bok, chcąc czerpać z pieszczoty tyle, ile się tylko da. - Kocham cię.
Spalcie.
Spalcie.
Mnie.
Teraz.
I powiedzcie, że to się nie wydarzyło.
__________________________________
Okay, prezent na Dzień Kobiet.
Będzie to kilku rozdziałowe ff dla mojej Ani, która zrobiła mi prezent na walentynki i zaczęła słuchać k-pop'u XD
Odwdzięczam się. Hope you enjoyed it~!
Pozdrawiam i miłego dnia with your Oppa.
PS Mówiłam, że komentarze to moja wena? Jeśli nie, to mówię. Im więcej komentarzy, tym lepiej mi się pisze.
Yumi kochanie❤ zniszczyłaś mnie tym XD kocham Cie😝
OdpowiedzUsuńJEST, NARESZCIE~! *-*
OdpowiedzUsuńO
UsuńMAJ
GAT
.
.
.
To było epickie.
Normalnie nie miałabym nic więcej do dodania, ale, niestety, czas zostawić po sobie konkretny komentarz. Zwłaszcza, że są one weną.
Ten scenariusz ma styl TAK BARDZO MOJE ŻYCIE. Wszystko się zgadza, no może poza tym kacem, nie toleruję alkoholu :/
Pomijając ten szczegół, nie wiem, co/kto siedzi w Twojej głowie, ale jedno jest pewne - to lubię. Nie, kocham~! ♥ Nigdzie nie spotkałam się ze scenariuszami, które komentowałabym z taką ochotą. Rzekłabym wręcz, iż czuję się w obowiązku zostawiać komentarze, ponieważ tak naprawdę jest to jedyne, co poza przeczytaniem mogę zrobić dla Was jako czytelnik. Wiem to po sobie, bo sama cieszę się jak głupia z każdego komentarza.
Tak czy inaczej, wracając do Jimina... Zaostrzono mój apetyt, poza tym mam wrażenie, jakby przed pisaniem tego scenariusza grzebano mi w głowie. Ale jeśli mentalny gwałt zaowocowałby czymś tak pięknym, nie mam nic przeciwko, gwałćcie mnie dalej~! .3.
Pozdrowienia prawie z podłogi! ♥
OMFG~!! *.* TO JEST NIESAMOWITE..JAK NAJSZYBCIEJ CHCE PRZECZYTAĆ DRUGĄ CZĘŚĆ~!! ;D <33 ❤
OdpowiedzUsuń1. "twoje ego nie sięga moich standardów, oppa"
OdpowiedzUsuń2. "- Wczoraj było nam ze sobą bardzo dobrze, prawda? Szczególnie, kiedy wyznawałaś mi miłość. - nachylił się do mnie. - Oczywiście, nie miałem nic przeciwko. Świetnie całujesz, tak na marginesie. "
Zgon. Szczęka na podłodze. Zgon x2. Pustka w głowie. Jedno z najlepszych ff, jakie w życiu czytałam. Lecę czytać drugą część :0
Pozdrawiam~