Oto ten dzień. Dzień wielki, lecz nikomu nieznany...
Wszystkiego najlepszego - po raz kolejny - naszemu pseudo-cudownemu Alienowi!
*wers na szybkie życzenia*
Czytajta i enjoyta coś, co powstało z myślą na te właśnie święto.
Występują wulgaryzmy oraz treści erotyczne, prosimy o...
Wszelką uwagę w tych momentach ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Zapomniałam kilku rzeczy. - mruknęłaś na wstępie w cholerę
niezadowolona ze swojej wizyty w tym domu. Kim Taehyung, aka twój był,
pałał do tego równą sympatią.
- Wejdź, skoro musisz.
Cofnął się w
drzwiach i ruszył do swojego pokoju. Z ciężkim westchnięciem
przekroczyłaś próg i zamknęłaś za sobą drzwi. To będzie ciężkie.
Powędrowałaś za chłopakiem z cichą nadzieją, że jednak nie odezwie się
dopóki stąd nie wyjdziesz.
Ale, jak to mówią, nadzieja matką głupich
i już po kilku minutach, podczas których szukałaś swoich rzeczy - bo
Kim Taehyung uznał, że nie ma zamiaru mówić ci, gdzie co włożył - cisza
mu się znudziła. Cóż, nigdy nie potrafił trzymać gęby na kłódkę, ale
takie momenty były wyjątkowe. Miały w sobie to "coś". Lubiłaś to w nim.
Jego wygadanie, jego głupie docinki, jego głos.
Teraz jedynie to
wszystko rzucało wszechoobecne zirytowanie na twoją osobę z każdą
kolejną obelgą. A jego przesiąknięty sarkazmem głos nie był tak cudowny,
jak twierdziłaś kiedyś.
- Możesz łaskawie zamknąć to coś, na co
patrzysz każdego dnia w lustrze i nadal nazywasz to twarzą? - warknęłaś,
rzucając w jego stronę krótkie spojrzenie.
- Jasne. Wedle życzenia,
o pani - podniósł się z prychnięciem i wyszedł z pokoju. Słysząc kroki
na schodach, zrozumiałaś, że po powrocie z kuchni znów wróci i nie da ci
spokoju.
Westchnęłaś po raz kolejny, przeczesując palcami swoje
włosy. Patrząc na ich końcówki przypominałaś sobie, jak bardzo Taehyung
lubił się nimi bawić. Jak wiele godzin spędził na samym wplataniu i
wyplataniu z nich palców. Jak bardzo...
To nie powinno teraz siedzieć w twojej głowie. Ten związek dobiegł końca. I tej wersji się trzymajmy.
- Wróciłem, kochanie.
Zacisnęłaś pięści, próbując się nie odzywać. Spokojnie, _________, znudzi mu się, kiedy będziesz go ignorować.
- A gdzie twoje: "Tęskniłam, skarbie"? - nawet jeśli na niego nie patrzyłaś, wiedziałaś, że uśmiecha się na ten swój sposób.
- Spierdoliło, wybacz.
- Och, cóż to za wulgarne słownictwo? - przewróciłaś oczach na jego teatralny ton.
Usiadłaś
na łóżku, wyciągając jedną z szuflad z szafki nocnej i ułożyłaś ją na
materacu. Kartki, kartki, kartki, więcej kartek, gumka do włosów,
prezerwatywy, wsuwki, jakiś długopis...
Mogłaś wziąć tylko swoją
gumkę i wsuwki, ale niestety zbyt bardzo kusiło cię, by zajrzeć do tych
jego. A skoro pozwolił ci tu szukać swoich rzeczy, nie miał nic
przeciwko. Chociaż... od jakiegoś czasu i tak jego zdanie nie miało
tutaj większego znaczenia.
Tak mniej więcej od zerwania.
- Widzę, że nie próżnujesz. - prychnęłaś, widząc w pudełku tylko jedną paczuszkę.
- Jestem w o l n y mogę robić, co chcę - uniósł brwi.
No, oczywiście. Od rozstania wcale nie minęły zaledwie dwa tygodnie.
- Jak myślisz... ile kasy będziesz potrzebował? - zaczęłaś, obracając pudełko w dłoniach.
- Niby na co?
- Na test na HIV. Lub inne takie.
Spojrzałaś
na niego, gdy nie otrzymałaś żadnej odpowiedzi. Zaciśnięta szczęka,
wbite w oparcie palce i ten nieprzyjemny wzrok - mówił sam za siebie.
Uderzyłaś. A mimo że był on dość niedorzeczny i tak przyjął ten cios
prosto w swoją śliczną twarz.
- Sądzę, że siedzimy razem w tym problemie - odparł spokojnie.
- Niby czemu?
- Bo zużyłem je w czasie, kiedy byłem jeszcze z tobą.
Ach, to takie urocze. Odpłacenie pięknym za nadobne.
Poczułaś lekki kujący ból, gdzieś tam, gdzie niby ma się serce.
Zabolało, Kim Taehyung.
Zabolało.
- Kurde, muszę uprzedzić Jungkooka - wykrzywiłaś się z niesmakiem, nadal ciągnąc waszą grę.
- Zacznij może od swoich sióstr.
- Fakt. W końcu z jedną z nich sypia też Jimin... Sądzisz, że powinnam zacząć rozpiskę?
- Sądzę, że powinnaś zaraz stąd wyjść.
Uniosłaś brew, patrząc na kątek oka na jego osobę.
- Jeszcze nie skończyłam.
Cóż,
stwierdzenie, że Taehyung złapał cię za rękę to delikatne
niedopowiedzenie. Wyrósł przed tobą, kiedy tylko się podniosłaś i złapał
za ramię, ciągnąc w stronę drzwi.
- Puść mnie, kretynie! Mówiłam, że nie skończyłam - szarpnęłaś się.
- W sumie to... Dosyć bardzo mi to wisi, wiesz? - warknął.
- Skończę - wyjdę. Jeśli coś ci nie pasuje, to trzeba było nie chować moich pieprzonych rzeczy.
- Sama je schowałaś, idiotko. Nie miałem najmniejszego zamiaru tracić czasu na szukanie twoich gratów.
- Tak, jasne! Pamiętam, gdzie co wkładałam. Chyba powinieneś się ode mnie uczyć - prychnęłaś, zabierając rękę.
- Jesteś...
- _________?
Oboje
zwróciliście wzrok w stronę drzwi. Stał w nich młodszy, sześcioletni
brat Taehyunga, Saejin. Mały brunet patrzył na ciebie szeroko otwartymi,
czarnymi oczami.
Uwielbiał cię. Mogłaś to przyznać bez
niepotrzebnej skromności. Nie tolerował większości dziewczyn, które
przyprowadzał blondyn. Dlatego też zdziwieniem było, kiedy tak bardzo
cię polubił. Nie żeby to miało coś wspólnego z anime czy też mangami i
komiksami, które razem czytywaliście. Oczywiście, wszystko w tajemnicy
przed Taehyungiem jak i ich mamą. Mały był sprytny i potrafił wyrobić
sobie wizerunek grzecznego chłopca, kiedy jednocześnie psocił w każdej
możliwej chwili. No, ale kto oprze się i nie uwierzy temu aniołkowi, że
to nie on schował zabawki osobie, której nie lubi? Albo że to nie on
rozbił ulubioną cukiernicę mamy?
- Hej, mały - uśmiechnęłaś się lekko.
- Nie jestem mały - wykrzywił się.
-
Czasami zapominam, że z ciebie taki wielkolud - zaśmiałaś się. -
Więc... Cześć, mój ulubiony mężczyzno. Połechtałam twoje ego?
- Prawie ci wybaczyłem - wydął usta.
- Och, więc cóż muszę uczynić, by zasłużyć na twe wybaczenie, o panie? - kucnęłaś przy nim z uśmiechem.
Saejin
zastanawiał się dłuższą chwilę. A kiedy już myślałaś, że wiesz, czego
będzie sobie życzył - postanowił dobić cię tą małą, zgrabną piąstką.
- Pocałuj Tae.
Nokaut. Sędzia, gdzie sędzia? Ogłaszam nokaut!
Rozchyliłaś
usta w zaskoczeniu. To nie było coś, czego naprawdę by chciał. W
sensie, wszyscy wiedzą, że dzieci jęczą, wykrzywiają się i wydają z
siebie dziwne dźwięki, kiedy tylko dochodzi do pocałunku na ich oczach.
- Mogę zamknąć oczy - odparł Saejin dyplomatycznym tonem, widząc twoją minę.
- Nie będziemy się całować, Sae. - starałaś się, by twój głos brzmiał miękko.
- Dlaczego?
Właśnie, Taehyung. Dlaczego?
Dlaczego to ja muszę tłumaczyć to t w o j e m u bratu?
-
Bo... nie. - wysilasz się, _________. Wysilasz. Brawo. Gratulacje z
powodu geniuszu. - My już... My już się po prostu nie całujemy. Ani nie
przytulamy. Ani... nic.
- To dlatego Tae jest taki dziwny?
- Dziwny? - zmarszczyłaś brwi, spoglądając kątem oka na Taehyunga.
- Rano schował w moim pokoju twoją poduszkę.
Minus dziesięć dla Griffindoru, gnoju.
- Niczego nie schowałem, nie ściemniaj - warknął blondyn.
- Schowałeś! Mogę jej nawet pokazać! Chodź, ________. Sama zobaczysz - pociągnął cię za rękę.
W tym samym czasie Taehyung chwycił na powrót twoje ramię.
- Ona nigdzie nie idzie.
- Doprawdy? Przed chwilą mnie stąd wyganiałeś. A chętnie odzyskam s w o j ą poduszkę - spojrzałaś na niego zirytowana.
Po
jaką cholerę to utrudniał? Chciałaś zrobić to szybko, w spokoju. Nie
chciałaś kolejnych cholernych kłótni. Ale nie. On nie mógł tego rozumieć
choć przez chwilę.
- Nigdzie nie pójdziesz. - warknął.
- Tak? To patrz - syknęłaś, wyszarpując ramię i ruszając w stronę drzwi.
Zamkniętych drzwi.
W które uderzyłaś.
- Saejin, miałeś mi coś pokazać! - jęknęłaś.
- Jak się pogodzicie!
Po moim trupie.
Pociągnęłaś
klamkę, która... nie puściła. Nie, bez przesady. On nie mógł przecież
zamknąć tych drzwi. Kto normalny zostawia klucz po tamtej stronie?
- Nie zostawiłeś chyba...
- Nie. Zamknięte?
-
No co ty, otwarte - mruknęłaś sarkastycznie. - Tak tylko sobie stoję i
udaję, że ciągnę, bo skrycie pragnę spędzić tu z tobą wieczność.
- Przecież nie zostawiłem tam klucza!
- Mam swój! - usłyszeliście po drugiej stronie.
Taehyung zbliżył się do drzwi.
- Masz swój klucz do mojego pokoju?
- Gdzieś muszę chować mangi, dobra? - mruknął sześciolatek.
Starszy Kim przeklął pod nosem.
- Otwórz, a kupię ci nowy tom Naruto.
- Nie.
- Bleach?
- Nie.
- Określ się czego chcesz. Nie mam za dużo kasy w tym momencie - burknął blondyn.
- Już mówiłem. Pogódźcie się. Jesteście, jak mama i tata. W tym, że to ________ teraz z nami nie będzie!
I to był ten moment, kiedy poczułaś się źle. Kolosalnie źle.
A wzrok Taehyunga, który opadł na ciebie jak wiadro zimnej wody - wcale nie pomagał.
- Saejin... - zaczął blondyn, ale jedyne, co dane wam było usłyszeć w odpowiedzi to trzaśnięcie drzwi w pokoju naprzeciwko.
Świetnie.
- Mama wróci za trzy godziny. Wtedy Sae pewnie otworzy - powiedział Kim, mierzwiąc swoje włosy.
- Nie masz klucza?
- Zostawiłem w kurtce na dole. Razem z resztą.
Kretyn.
- Wiesz, że używanie czasami mózgu nie boli?
- Sama go nie masz, więc przekazujesz mi te mądrości ludowe? - warknął.
- Wątpię, byś wiedział, jak je zastosować.
- Może mnie nauczysz?
- Nauczyłam cię już wystarczająco wielu rzeczy - zacisnęłaś wargi w wąską linię.
- Doprawdy? Sądziłem, że było inaczej.
- Niby jak? - spojrzałaś na niego pytająco.
- Trochę bardzo na odwrót. - oblizał wargi, przez co odruchowo zawiesiłaś na nich wzrok.
- Że niby ty mnie czegokolwiek nauczyłeś? - czułaś, że ta rozmowa nie potoczy się dobrze.
- Och, tak. "Czegokolwiek" to w tym przypadku bardzo dobre określenie - uśmiechnął się kącikiem.
Atmosfera zaczęła gęstnieć, kiedy przez kilka kolejnych chwil tylko patrzyłaś na niego w ciszy, którą zakończyłaś prychnięciem.
- Wybacz, że musiałeś męczyć się z tak niedoświadczonym badziewiem. Na pewno bardziej odpowiada ci zdecydowany typ, mam rację?
-
Nie sposób się nie zgodzić. Mam nadzieję, że przynajmniej moje nauki
nie poszło na darmo i potrafiłaś się kimkolwiek zająć. Ze mną nie szło
ci za dobrze, kochanie.
Uczucie, które tobą zwładnęło wahało się
gdzieś pomiędzy gniewem, a bólem jak stąd do Londynu. Nie miałaś zamiaru
dać tego po sobie poznać. Nawet jeśli akurat on mógł czytać z ciebie
jak z otwartej księgi - nie chciałaś dać mu pełnej satysfakcji.
-
Ciężko zrobić cokolwiek dobrze przy tak wadliwym towarze - uśmiechnęłaś
się sztucznie. - I możesz spać spokojnie. Nikt oprócz ciebie nie raczył
narzekać. - widocznie musiało go to niezwykle rozbawić, bo wybuchł
śmiechem, patrząc na ciebie spod przymrużonych powiek.
- Prawdopodobnie dlatego, że nikt inny z tobą nie spał.
Boli czy boli?
-
Jesteś tego taki pewien? - podeszłaś do niego. - Więc przykre, że muszę
uświadamiać ci i rujnować twoje jakże wysokie mniemanie, ale... -
wycelowałaś palcem w jego tors. - Nie byłeś - dźgnięcie. Nie jesteś -
dźgnięcie. - I nigdy nie będziesz jedynym, który mógł mnie dotknąć. - i
znowu dźgnięcie. - Współczuję każdej lasce, którą na siebie skażesz.
Pchnęłaś go w tył, a sama odwróciłaś się w stronę łóżka.
Nie przewidziałaś, że stoi za nim butelka, o którą się potknie.
Nie przewidziałaś, że złapie cię, chcąc zachować równowagę i pociągnie za sobą.
Nie przewidziałaś, że wylądujesz na jego osobie.
Ale tym jednym, najbardziej zaskakującym procentem było to, że nie przewidziałaś, iż Kim cię pocałuje.
A zrobił to. Nie delikatnie, nie subtelnie, nie przypadkiem. Wpił się zaborczo w twoje wargi z czystą namiętnością.
Chociaż może jeszcze bardziej niespodziewane było to, że odpowiedziałaś na to z równą pasją.
Taehyung
nie protestował. Zamruczał zadowolony, przesuwając dłońmi po twoich
plecach. Podwinięta bluza, naga skóra i jego palce to było połączenie,
którego nie dało się zapomnieć. Tak było też z miejscami, które
zarezerwowane były tylko dla niego. Z miejscami, które b y ł y tylko
j e g o. Bo wbrew wszystkiemu, co kiedykolwiek powiedziałaś, pomyślałaś
czy nawet czułaś - jego dłonie na wieczność mogły zostać na twoich
pośladkach. Bo kiedy cię dotykał, nic nie miało znaczenia.
Ignorując
wszystko, co zdarzyło się tego akurat dnia - wsunęłaś dłonie pod jego
koszulkę, przeciągając paznokciami po tym cudownym brzuchu. Bezgłośny
jęk, który powędrował wprost w twoje usta, zmusił cię do zmiany pozycji
na wygodniejszą. Usiadłaś na jego biodrach, odrywając na chwilę od
nabrzmiałych już warg Taehyunga. Poruszyłaś się, a blondyn zacisnął
dłonie na poniżej twojej talii, ofiarując ci kolejny rozkoszny jęk.
Uniósł się do pozycji siedzącej, przyciągając cię do kolejnego
pocałunku.
Dłonie Kima swobodnie wędrowały po każdym zakamarku
twojego, doskonale znanego przez niego, ciała. Wiedział gdzie i jak
dotknąć, by cichy jęk opuścił twoje usta. A sam fakt, że kilka chwil
później przenieśliście się na jego łóżko w samej bieliźnie, zrzucając
szufladę na podłogę - chyba mówił dużo o jego reakcji, prawda?
Ten raz nie był taki sam. Był inny. Był... jak walka. Jak wyrzucenie w ten sposób wszystkiego, co w was siedziało.
I nie, to nie było dobre.
To było piekielnie dobre.
Tae
nie wahał się ani chwili, schodząc w dół z pocałunkami, ciągnącymi się
przez twoje nagie już ciało. Czułaś żar, który zostawiał każdy z nich.
Jak piętno.
Właściwie to były małe piętna. Małe, czerwone, nie pozwalające ci o tym zapomnieć pewnie przez jakiś tydzień - piętna.
I wiedziałaś, że go za nie zabijesz. Ale to potem.
Zdecydowanie potem.
Moment,
w którym poczułaś na sobie jego język, zakończył wszelkie refleksje na
temat jego śmierci. Nie potrafiłaś skupić się na niczym, poza drażniącą
przyjemnością, którą dawał ci blondyn. Powolne ruchy dłoni, głaszczących
wewnętrzną stronę twoich ud, tylko dolewały oliwy do ognia. Wplotłaś
palce w jego cudownie miękkie włosy, wyginając się w łuk z przeciągłym
jękiem, gdy tylko zassał się na tobie.
Nie miał jednak zamiaru dać
ci wszystkiego. Odsunął swoje wargi zdecydowanie za szybko, wracając do
twoich. Uwielbiał się z tobą droczyć. Uwielbiał słyszeć, jak prosisz o
dokończenie tego, co zaczął. Wiedział, co z tobą robił i wiedział, jak
bardzo tego potrzebujesz.
- Tae... - westchnęłaś cicho, wypychając
lekko biodra w jego stronę. Otarłaś się o wypukłość w bokserach
chłopaka, który zacisnął dłoń na pościeli.
- Nie teraz... Potem. Nie mogę już dłużej... - sapnął, kiedy przesunęłaś palcami po jego przyrodzeniu.
Pozbyłaś
się jego bielizny, zastanawiając się dlaczego miał ją na sobie tak
długo. A potem... Potem słyszałaś przez krótką chwilę szeleszczenie
papieru. Kilka sekund później Kim napierał na ciebie swoimi biodrami,
atakując wargami twoją szyję.
Jego ruchy, jego zapach, jego głos
szepczący twoje imię - wszystko to prowadziło do czerwonych śladów na
plecach i ramionach chłopaka. Powiedzenie, że łóżko niebezpiecznie
skrzypiało, a ty sama nie potrafiłaś być cicho - byłoby eufenizmem do
tego, co działo się w rzeczywistości. Chociaż sam Kim Taehyung również
nie był lepszy. Bo to wcale nie było tak, że mogłabyś dojść od samego
sposobu wymówienia twojego imienia, kiedy doczekał spełnienia.
Kiedy
wstał, by pozbyć się prezerwatywy, poczułaś, jak to wszystko opada.
Cały chłód wrócił do ciebie, a ty sama nie wiedziałaś, czy żałować
czegoś, co przed chwilą mogłaś śmiało mianować Niebem.
Nadal
starałaś się uspokoić oddech, kiedy Kim położył się obok ciebie,
obarczając niesamowicie ciężkim spojrzeniem. Jakby czekał na to, co
powiesz. Grunt w tym, że nie potrafiłaś sklecić sensownego zdania.
- Nie pozwoliłbym na to. - odezwał się po dość długiej ciszy, patrząc przed siebie.
- Na co? - spojrzałaś na niego niepewnie.
-
Jeśli naprawdę spałby z tobą ktoś poza mną - nie pozwoliłbym mu
narzekać. - na powrót skierował na ciebie swój wzrok. - Bo możność
dotykania cię jest na to zbyt cudowna.
Patrzyłaś na niego z rozchylonymi ustami, nie do końca wiedząc co powiedzieć.
-
Tak bardzo, że wolisz dotykać inne? - tylko to pytanie pojawiło się w
twojej głowie. A w twoich oczach łzy w sumie bliżej nieokreślonego
powodu. Może to po prostu za dużo na raz? Każdy ma limit, a na zbyt
sprzeczne emocje akurat miałaś niezwykle niski.
Podniosłaś się do
pozycji siedzącej, opierając o zimną ścianę. Taehyung poszedł w twoje
ślady, siadając jednak bardziej naprzeciw niż obok ciebie.
- Hej -
ujął twój podbródek, kierując twój wzrok na siebie. - Spójrz na mnie. -
pokręciłaś głową i odsunęłaś się, ale po chwili położył dłonie na twoich
policzkach i nie pozwolił już się wyrwać. - Posłuchasz mnie?
- A mam wybór? - zagryzłaś wewnętrzną stronę policzka.
-
Kłamałem. Ze wszystkim - zaczął. - Domyślałem się, że będziesz chciała
swoje rzeczy z powrotem, więc część schowałem, byś miała tu po co
wrócić. Specjalnie wyrzuciłem z opakowania dwie prezerwatywy, żeby cię
to zabolało albo żebyś może była zazdrosna. Nie wiem. Chciałem twojej
uwagi. I nigdy, naprawdę nigdy, nawet nie pocałowałem żadnej innej
dziewczyny, kiedy byliśmy ze sobą. Chociaż po zerwaniu też mnie do tego
nie ciągnęło. Chciałem tylko ciebie. W tym, że od pewnego momentu ty już
chyba nie chciałaś mnie. - uśmiechnął się smutno.
- Tae...
- I
tak jak mówił Saejin, ja... Nie potrafię. Nie bez ciebie. Mogę brzmieć
tandetnie, ale nie radzę sobie bez twojego głosu, głupich sms-ów i
fatalnych prób wokalnych.
- Dzięki, że nawet w takim momencie rujnujesz moje marzenia o zostaniu gwiazdą popu - fuknęłaś.
-
Wybacz, kochanie. Ale chyba oboje wiemy, że tak będzie lepiej dla uszu
wszystkich - uśmiechnął się, gładząc twók policzek i zabrał dłonie.
-
Tak, jasne - parsknęłaś, przetwarzając w głowie to, co powiedział. -
Więc naprawdę... Ty nigdy... No wiesz. - spojrzałaś w bok.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło - zapewnił miękko.
Skinęłaś głową, miąc pościel w palcach.
- Wierzysz mi? - jego głos brzmiał, jakby bał się odpowiedzi.
- Wierzę.
Przyciągnął
cię do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Oplotłaś rękoma jego szyję i
uśmiechnęłaś się pod nosem, słysząc jak mruczy cicho, że jesteś tylko
jego.
- No bo... Ty też nigdy... No wiesz.
Uniosłaś brew.
-
Więc jednak masz wątpliwości? - zaśmiałaś się. Ciszę uznałaś za
potwierdzenie. Wsunęłaś palce w jego włosy, ciągnąc lekko za ich
końcówki. Taehyung łapiąc o co chodzi, odsunął się kawałek i pozwolił ci
złożyć na swoich wargach delikatny pocałunek. - Nie chciałabym tego na
nic wymieniać. Chociaż... Chcesz coś takiego? Jestem przecież słaba w
łóżku.
- A ja mam wadliwy towar - poruszył brwiami rozbawiony. - Widzisz? Uzupełniamy się.
- Jesteś taki głupi.
- I tak mnie kochasz - uśmiechnął się szeroko.
- Och, moooże.
- Tylko może, tak?
- Nadal na coś czekam - usprawiedliwiłaś się.
- Jesteś taka niewyżyta - pokręcił głową z niedowierzaniem.
- A ty nadal głupi.
- Szybko to odszczekasz. Pocze...
Powiedzenie, że byliście lekko zaskoczeni, kiedy do pokoju ze skruchą i mamą wszedł Saejin...
Byłoby eufenizmem.